Plaża Meia

To jedna z najdłuższych plaż w Algarve, ciągnie się przez ponad 4 km!
Dzięki temu nie doświadczycie tu tłoku i z pewnością będzie gdzie rozłożyć koc. Dobre miejsce na odpoczynek. Spokojny ocean, przejrzysta woda. Co 200-300 m przy plaży są restauracje, można wypożyczyć skuter wodny, deskę, itp. Tak, tu mi się podobało.
Okazało się jednak, że ten dzień miał przynieść jeszcze kilka innych, niespodziewanych atrakcji.

Wypoczęliśmy na plaży Meia, zrelaksowaliśmy się. Jak już znudziło nam się leżenie to wsiedliśmy do naszej małej, nagrzanej, wypożyczonej puszki, czyli Fiata 500 i pojechaliśmy na kolejną plażę. Niesamowitą plażę!
Plaża Marinha
Wspominałam w poprzednim poście, że w Algarve większość znaków prowadzi na plażę. W ciągu naszego kilkudniowego wypadu nie udało nam się zobaczyć wszystkich. Jestem jednak przekonana, że widzieliśmy tę najlepszą: plażę Marinha.


Moim zdaniem to najładniejsza plaża w całej Portugalii. Położona około 6 km na wschód od Carvoeiro. Jeśli rejon Algarve kojarzy Wam się z plażami ukrytymi wśród żółtych klifów, jak na większości pocztówek, to prawdopodobnie wyobrażacie sobie właśnie plażę Marinha. Jest piękna! Mogę zapomnieć o wszystkich innych, jakie do tej pory odwiedziłam w Portugalii i zostawić w pamięci tylko plażę Marinha.
Było bardzo gorąco, a my byliśmy bardzo głodni. Kupiliśmy mnóstwo owoców i udaliśmy się na plażę. Prowadzi tam jedna droga lądowa: schody ze szczytu klifów. Po kilkuminowym spacerze w cieniu, byliśmy już dole. Schody prowadzą prosto do knajpy na plaży. Doskonale. Nie pozostało nam nic innego jak cieszyć się widokiem, odpoczywać, kąpać się w Oceanie i podjadać pyszne portugalskie czereśnie. I tak nam minęło nam kilka godzin, w międzyczasie z przerwą na pyszne portugalskie espresso.



Około 19 zaczęliśmy się powoli zbierać i rozglądać za hotelem. Jak zwykle na booking.com, który po raz kolejny okazał się bezkonkurencyjny. Jako jedna z najtańszych ofert wyświetlił się 5 – gwiazdkowy hotel Vale da Lapa. Cena: 65 EUR. Jak szaleć to szaleć: bierzemy! Mieliśmy spore szczęście, to był ostatni wolny apartament na tę noc, przez to cena była tak atrakcyjna. Standardowo koszt wynosi min. 250 EUR.
Oszczędne podróżowanie nie jest synonimem najtańszego podróżowania. Czasami warto dopłacić kilka Euro, aby zyskać serwis wart kilkaset. Musicie po prostu podróżować świadomie, wiedzieć co jest dla Was ważne w podróży, zachować elastyczność, a co za tym idzie wolność i niezależność. U mnie sprawdza się to idealnie. 🙂
Podróżując po Szwajcarii zawsze zabierałam ze sobę kanapki, puszkę tuńczyka lub fasoli i kawę w termosie. Wszystko po to aby zaoszczędzić na jedzeniu, które w Szwajcarii jest piekielnie drogie i przeciętne jeśli chodzi o smak i wartości odżywcze. Za to nie potrafiłabym sobie odmówić wjazdu bardzo drogą kolejną na Shilthorn czy na Jungfraujoch. Ale to już inne historie.
Na koniec idealnego dnia wybraliśmy się do pobliskiej, bardzo dobrej włoskiej pizzerii. Myślę, że po takim dniu, nawet wiatr już by mi nie przeszkadzał 🙂
Niedziela: Nasz krótki road trip po południowej Portugalii powoli dobiega końca. Staram się nie myśleć o tym, że jutro znowu muszę stawić się w biurze w Lizbonie. Skupiam się na odpoczynku i niesamowitych wrażeniach dnia poprzedniego. Wczoraj widzieliśmy delfiny w oceanie, pływaliśmy na wspaniałej plaży. Czy dziś będzie równie ciekawie.
Praia da Roca
Nasz pierwszy przystanek – Praia da Roca, w Portimao. Polecana mi przez kilkoro znajomych.
Plaża jest bardzo duża, długa i szeroka. Spośród wszystkich jakie widzieliśmy, ma najlepszą infrastrukturę, miedzy innymi bardzo przyjemną restaurację na plaży. Niestety, jednocześnie woda była tam najgorsza, zwłaszcza we wschodniej części: brązowa, z przejrzystością bliską zeru. Nie miałam za bardzo ochoty rozkładać tam koca. Był tam za to wodny park rozrywki. I tam zleciała nam godzina. Wojtek musiał przetestować wszystkie zjeżdżalnie, wyskocznie i wyrzutnie. Takie “angry birds life on water”


Na plaży było też stoisko jednej z sieci ze sprzętem sportowym, gdzie za darmo można było przetestować deski surfingowe. Skusiliśmy się, mimo bardzo małych fal.
Ogólnie plaża da Roca mnie nie zachwyciła. Jeśli chodzi o krajobraz, to jest dosyć monotonna, wręcz nudna. Zdaję sobie jednak sprawę, że widzieliśmy tylko jej niewielki kawałek. Podobno w innych częściach jest ładniejsza.
Następnie udaliśmy się dalej na wschód, w kierunku miejscowości Vilamoura, do naszego ostatniego przystanku – plaży Falesia.
Praia da Falesia
Czytaliśmy wcześniej, że ta plaża jest wyjątkowa. Ciągnie się na długości aż 6 km. Sama plaża jest dosyć wąska, tuż za nią znajdują się wysokie czerwone klify. Nadaje to niesamowity charakter. To naprawdę wyjątkowe miejsce. Spędziliśmy tam kilka godzin, odpoczywając na leżaku i co chwila chłodząc się w wodzie oceanu. Polecam długi spacer wzdłuż plaży.


Około 19 zaczęliśmy się powoli zbierać. Czas wracać do domu, do Lizbony. Kilka kilometrów od plaży wjechaliśmy na autostradę, która prowadzi do samej Lizbony. Podróż zajmuje około 2,5 godziny.



Jeden Komentarz Dodaj własny