Co jeść w Wiedniu

Osoby na diecie – strzeżcie się. Podróż do Wiednia może być dla Was kulinarnym wyzwaniem. Jedynym warzywem jakie zagościło u nas na talerzu to ziemniak w sałatce ziemniaczanej, a owocem – mus truskawkowy pod knedlami. Długi weekend w Wiedniu upłynął nam pod znakiem węglowodanów i tłuszczów. Kuchnia austriacka zdecydowanie nie jest zdrowa. Na szczęście to tylko kilka dni kulinarnej rozpusty. Już nie mogę się doczekać smaku świeżej marchewki i pysznych polskich jabłek. Tymczasem dalej, z uporem maniaka próbuje wszystkich lokalnych przysmaków, mimo tego, że moje uda krzyczą ’kobieto przestań!

Znajdziecie w Wiedniu wiele miejsc, które serwują Wiener Küche, czyli kuchnię wiedeńską. Niby nie ma w tym nic dziwnego, ale zwróćcie uwagę, że w odróżnieniu od kuchni francuskiej, polskiej, włoskiej itp, jest to jedyny rodzaj kuchni, której nazwa pochodzi od miasta, a nie od państwa. Do restauracji typu Wiener Küche wstąpiliśmy na pierwszy posiłek.

Od czego zacząć dzień w Wiedniu? Oczywiście od Wiener Früstück.

Czyli śniadania po wiedeńsku. Zarezerwowaliśmy hotel bez śniadań z dwóch powodów: 1. oszczędność, 2 – chciałam wykorzystać każdą okazję, aby jeść na mieście. Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, dlatego wolałam poszukać przytulnej, typowo wiedeńskiej kawiarni lub restauracji, zamiast zajadać się 'kontynentalnym’ w hotelu. Pierwszego dnia wstąpiliśmy do restauracji Rathaus na tyłach Ratusza Miejskiego.

Swojski lokal, typowo austriacki, choć takich miejsc mnóstwo można spotkać też w południowych Niemczech. Wojtkowi wystrój kojarzył się z bogatym PRLem, ja właśnie tak wyobrażałam sobie austriackiego klasyka. Miejsce, które nie grzeszy przepychem, lata świetności ma już za sobą, dojrzewa z najstarszymi kelnerkami, cały czas jest bardzo przytulne i serwuje dobre jedzenie. Miałam mówić o śniadaniu…

Zamówiliśmy duże śniadanie po wiedeńsku. Składało się

  • z dwóch świeżych, pysznych bułeczek (takie kajzerki, tylko prawdziwe i 1000 razy lepsze niż te pompowane w większości polskich piekarni)
  • żółtego sera
  • porcji dżemu
  • szynki
  • salami
  • lokalnej wędliny
  • jajka na miękko
  • do tego sok
  • woda
  • kawa

Wszystko za 7,50 EUR. Całkiem przyzwoicie. Wszystko było bardzo smaczne. Proste i przepyszne. To zamówił Wojtek. Ja mu podkradałam z talerza, a dla siebie zamówiłam coś, co mogłabym jeść na każdy posiłek:Apfelstrudel! Pierwsza z 3 tego weekendu strucli jabłkowych. Wrócę do niej nieco później.

Sądziłam, że Wiener Früstück w całym Wiedniu będzie wyglądać podobnie. Jak niemiła była to niespodzianka, kiedy zamówiłam je w kawiarni Landtmann, obok Burgtheater. Stara kawiarnia z tradycjami, klasyczny, elegancki wystrój. Równie elegancka obsługa. Początki kawiarni sięgają 1873 roku. Miejsce zdecydowanie bardziej 'fancy’ niż nasza poprzednia śniadaniownia. Tym razem ja zamówiłam Wiener Früstück. Za 8,5 EUR! 8,5 EUR!! dostałam:

  • jajko na miękko
  • masło
  • porcję dżemu
  • kawę i wodę
  • Bez pieczywa! Za do trzeba dopłacić. Tak więc zamówiłam jeszcze 2 kromki chleba za 1,6 EUR.

Rozczarowanie to bardzo delikatne określenie na to miejsce. To totalny przerost formy nad treścią. Omijajcie to miejsce szerokim łukiem!

Keiserschmarrn

Oprócz śniadania po wiedeńsku, typowo wiedeńskim posiłkiem, który można zjeść z rana jest Keiserschmarrn. Choć dietetycy powiedzieliby, że lepiej nie jeść tego w ogóle 🙂

Keiserschmarrn to puszysty omlet podarty na kawałki, posypany dużą ilością cukru pudru. Często podawany z konfiturą. Próbowałam dwóch wersji: z dżemem wiśniowym i musem jabłkowym – nie wiem która lepsza 🙂

Vienna_Travellissima-306

Wiener Schnitzel

Kto nie słyszał o sznyclu wiedeńskim? To olbrzymi kotlet z jeszcze większą ilością panierki. Jest bardzo dobrze rozbity, przez co zajmuje cały wielki talerz. Dodatki typu sałatka ziemniaczana podawane są na osobnych talerzach. Prawdziwy sznycel wiedeński robiony jest z cielęciny. Danie to kosztuje od 15 do 20 EUR. W wielu restauracjach serwują tańszą wersje robioną z wieprzowiny. Kosztuje wtedy od 10 do 15 EUR. Spróbowaliśmy wersji z cielęciny w Gasthaus Pöschl. To mała niepozorna knajpa z bardzo dobrym jedzeniem.

Vienna_Travellissima-0072

Zamówiliśmy sznycla i kolejną typowo austriacką potrawę:

Tafelspitz

To soczysta wołowina gotowana z jarzynami i podawana w rosole. Serwowana razem z podsmażanymi ziemniaczkami i sosami. W Gasthaus Pöschl podawana  z bardzo dobrym sosem szpinakowym. Gdyby nie te piekielnie tłuste i smaczne smażone ziemniaczki całe danie byłoby całkiem zdrowe. Wołowinka była bardzo dobra, miękka i soczysta.

Vienna_Travellissima-0068

Wiener Würstenland

Austriacy lubują się w ziemniakach i mięsie. Sznycel, Tafelspitz i przede wszystkim Wurst czyli kiełbasa! Kiełbasa dobra na każdą porę dnia. Wszędzie ta kiełbasa, Wienerwurst, Currywurst, Grillwurst i hot dogi. Nie byle jakie hot-dogi z chamską parówką, o nie. Zamawiając hot doga w Wiedniu otrzymacie pół pętka kiełbasy w bułce! To się nazywa kawał hot-doga. Razem z Wojtkiem najedlibyśmy się pewnie jednym, ale przecież oprócz Grillwurst, do celów poznawczych musieliśmy zamówić jeszcze typowo wiedeński przysmak: Käsekrainer. To również kawał kiełbasy podany w bułce. Według tablicy informacyjnej, najlepsze hot-dogi w mieście są obok domu Hundertwasser’a. Faktycznie obie potrawy były bardzo smaczne.

Długie kolejki ustawiają się również przy stoisku z kiełbasami (Würstenstand) Bitzinger, obok Opery Narodowej i hotelu Sachera. Skusiliśmy się na ofertę promocyjną: Kajzerka z pikantną pieczenią za 2,5 EUR. Hhmmm, nie jest to moje ulubione danie, ale spróbować warto.

Po olbrzymiej ilości ilości mięsa przyszedł czas na dania mączne w tym moje ulubione szpecle.

Szpecle

Nie jestem fanką kuchni niemieckiej, za to szpecle mogłabym jeść w każdej postaci i każdej ilości. Na bazarze przed ratuszem spróbowaliśmy dwóch wersji:

Bauernspätzle, czyli szpecle po chłopsku z tyrolskim boczkiem i masłem ziołowym i papryką, oraz

Spinatspätzle – czyli szpinakowe szpecle z szynką i śmietaną

Obie wersje bardzo dobre. Do wyboru były jeszcze Käsespetzle, czyli serowe z cebulą. Na deser można było zamówić np. kluski z orzechami lub makiem. Ja skusiłam się na coś innego, na bombę kaloryczną:

Knedle na słodko

Czysta fantazja na temat knedli i prawdziwa bomba kaloryczna: knedle z nugatem (masą czekoladowo – orzechową) podane na musie truskawkowym, posypane olbrzymią ilością pieczonej bułki tartej i cukru pudru. Jedną porcją można wykarmić garnizon lub jedną matkę karmiącą 🙂 Bardzo smaczne, ale nie róbcie ich w domu, ponieważ po kilku dniach musielibyście wymieniać garderobę na o rozmiar większą.

Od słodkich knedli przejdę do jeszcze słodszych deserów, które w Wiedniu odgrywają bardzo dużą rolę.

Tort Sachera

Najsłynniejszy towar eksportowy Wiednia, którego sława dorównuje chyba Straussowi. Ciasto, którego trzeba spróbować. To intensywnie czekoladowy tort z morelową nutą. Przepis powstał dokładnie w 1832 r. Szef kuchni w służbie księcia Metternicha zachorował w dniu, kiedy ten spodziewał się ważnych gości. Pod jego nieobecność młody adept sztuki kulinarnej, Franz Sacher musiał zadowolić podniebienia wybrednej elity. Przygotował deser, który w ciągu kilku lat podbił serca możnych w całym Księstwie Austro-Węgierskim. Jego sława dotarła aż za Ocean Atlantycki.

Vienna_Travellissima-195
Cafe Sacher, Wiedeń

Od 1962 r, na mocy wyroku sądowego, tylko torcik podawany u Sachera może być nazywany tym jedynym oryginalnym Sacher Torte. Podobno przepis jest ściśle strzeżony i zna go tylko kilka osób. Sukces tortu tkwi w czekoladzie, wytwarzanej specjalnie na zamówienie Sachera oraz skrupulatnym przestrzeganiu wszystkich 34 elementów przepisu. Najlepiej smakuje z niesłodzoną bitą śmietaną i oczywiście kawą. Co roku produkuje się ponad 360 000 sztuk tortu Sachera. Próbowała go nawet Królowa Elżbieta. Rachunek z jej zamówienia do tej pory przechowywany jest miejskich archiwach.

Sacher to nie tylko tort. To nazwisko jest silną austriacką marką. W budynku, w którym mieści się piękna Sacher Cafe, jest również restauracja Sacher oraz słynny Sacher hotel otwarty w 1876 r przez syna Edwarda Sachera, syna słynnego cukiernika.

Czy Wy też macie wrażenie, że my przez cały pobyt w Wiedniu ciągle tylko jedliśmy i jedliśmy??

Słodkości w cafe Central

Po nieudanym śniadaniu w Landtmann cafe czułam duży niedosyt. Dlatego od razu udaliśmy się do słynnej Cafe Central, oddalonej około 300 m od Burgtheater. Czytałam bardzo dobre opinie na jej temat. Tym razem o rozczarowaniu nie było mowy. To piękna, stara, elegancka kawiarnia o bogatym wystroju i z szerokim wyborem słodkości. Wojtek skusił się na Schwarzwälderkirsch czyli torcik czekoladowo wiśniowy, którego nazwa wskazuje raczej na niemieckie niż austriackie korzenie. Ja po raz kolejny skusiłam się na Apfelstrudel.

Apfelstrudel

Strucla jabłkowa, a tuż za nią torcik Sachera, to najlepsze co jadłam w Wiedniu. Strucla to praktycznie same jabłka otoczone niewielką ilością ciasta, więc to samo zdrowie 🙂 Porcja owoców, którą można się zajadać bez końca 🙂 Bardzo popularne ciasto, nie tylko w Austrii. Choć w Wiedniu smakowało wyśmienicie, to każdy kto chodzi czasem po górach wie, że najlepiej smakuje podana na ciepło w górskim schronisku, po długim dniu wędrówki 🙂

Po trzecim kawałku strucli jabłkowej, kiedy siedzieliśmy w Cafe Central Wojtek w końcu powiedział: „Alfelstrudel, Apfelstrudlem, ale Twoja szarlotka jest dużo lepsza”. Warto było lecieć do Wiednia, aby usłyszeć taki komplement 🙂

Vienna_Travellissima-0075

Kawa

Do wszystkich wiedeńskich słodkości idealnie pasuje kawa, tylko jaka? W Wiedniu podaje się ja na więcej sposobów niż w Starbucksie.

Wiedeń słynie ze swoich kawiarni! Podobno Austriacy uwielbiają w nich przebywać. Ma to swoje historyczne uzasadnienie. Podobno dawno temu, kiedy w mieszkaniach nie było ogrzewania, mieszkańcy Wiednia przychodzili do kawiarni żeby po prostu ogrzać się i posiedzieć w cieple. W odróżnieniu do kawiarni na południu Europy, w wiedeńskich kawiarniach jest dużo ciszej, choć ludzi w nich nie brakuje. Tu przychodzi się po to, aby w spokoju napić się dobrej kawy, ewentualnie pogadać ze znajomym kelnerem. Posiedzieć w samotności, ale wśród ludzi.

Historia kawy w Austrii

Gdzieś w historii każdego przełomu znajdzie się polski akcent. Tak też było w przypadku kawy, której początki sięgają 1683 r, czyli oblężenia Wiednia przez Turków. Rozgromieni przez wojska Jana III Sobieskiego, Turcy zostawili po sobie 300 worków czarnego ziarna. Początkowo uznawane byłby za paszę dla wielbłądów. Polski król, podarował je Franciszkowi Jerzemu Kulczyckiemu, polskiemu tłumaczowi języka tureckiego, który w czasie oblężenia, pod osłoną nocy przeprawił się przez obóz Turków. Znał on doskonale obyczaje tureckie i jako jedyny wiedział, co zrobić z ziarnem.

Kulczycki otworzył pierwszą w Wiedniu kawiarnię. Podobno początkowo sam obsługiwał gości w tureckim przebraniu. Kawa zaczęła się cieszyć popularnością, kiedy Kulczycki zaczął dodawać do niej miód, a potem również mleko.

Przed 1700 r. powstały w mieście jeszcze 3 kawiarnie. Około 1800 r. było ich już 90, 100 lat później ponad 500, a aktualnie w Wiedniu jest ponad 1000 kawiarni. Co ciekawe, do około 1870 r. przebywali w nich tylko mężczyźni.

Wśród ogromnego wyboru kaw i kawiarni polecam Wam dwa historyczne miejsca, które sami sprawdziliśmy:

Cafe Central, powstałą w 1876 r. Na początku XX w. było to ulubione miejsce spotkań osobistości świata nauki, sztuki i polityki w Wiedniu. Kawiarnia o pięknych wnętrzach i bardzo dobrych słodkościach.

Cafe Sacher – możliwe, że będziecie musieli odstać chwilę w kolejce, czekając na wolny stolik. Warto poczekać, aby móc spróbować prawdziwego, jedynego oryginalnego tortu Sachera.

Smacznego 🙂

2 Komentarze Dodaj własny

  1. Uwielbiam Kaiserschmarrn! Wiedeńskie kawiarnie mają niesamowitą atmosferę i lubię w nich przebywać, chociaż nie przepadam za samą kawą. W Cafe Sacher zawiodłam się zachowaniem turystów. Wszędzie tylko selfie-sticki i robienie dzióbka do aparatu. Trudno poczuć dawną atmosferę tego lokalu. Na kawkę w gronie przyjaciół-poetów, profesorów czy malarzy z pewnością trzeba umówić się w innym miejscu.

    1. travellissima pisze:

      To chyba my mieliśmy szczęście, ponieważ żadnych selfie sticków nie widzieliśmy. Chyba ja robiłam tam najwięcej zdjęć, ale bez dzióbka do aparatu 🙂

Leave a Reply