Już od prawie 3 miesięcy mieszkam w Lizbonie, wiec mój pierwszy wpis na temat Portugali powinien dotyczyć tego miasta. Jednak checę wsiąknąć Lizbonę, naprawdę dobrze ją poznać zanim zacznę o niej pisać. Opisywanie Portugalii zacznę od Evory, niedużego średniowiecznego miasteczka położonego około 130 km na wschód od Lizbony. Uwielbiam jednodniowe wypady w nowe miejsca. Do Evory wybrałam się pociągiem w niedzielny poranek.
Podróż trwa mniej niż 2 godziny. Pociąg odjeżdża z dworca Oriente kilka razy dziennie. Pojechałam tym o 9:50. Bilet 2 klasy, w jedna stronę kosztuje 12,20 €. Ku mojemu zdziwieniu, pociąg był praktycznie pusty. Pewnie cała Portugalia jeszcze śpi po sobotnich imprezach. Jak się później okazało Evora też spała O 11:33 pociąg zatrzymał się na dworcu kolejowym w Evorze.
Evora – historia w skrócie
Historia miasta sięga ponad 2000 lat. Do celtyckiej osady w 59 r.p.n.e. zawitali Rzymianie, którzy przekształcili ją w obóz wojskowy. Po Rzymianach, do początku VIII w. Evorą rządzili Wizygoci, których w 715 r. wyparły wojska arabskie. Muzułmanów w XIII wieku pokonali chrześcijanie.
Miasto stało się ważnym ośrodkiem rozwoju kultury i nauki. Mieli w nim swoje siedziby portugalscy królowie, w 1559 r. został otwarty Uniwersytet. 200 lat pózniej został zamknięty, co było jedną z oznak powolnego schyłku złotej epoki miasta. Uniwersytet otwarto ponownie w 1979 r. W 1986 r. Miasto zostało wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.
Evora – zwiedzanie
Dworzec kolejowy znajduje się poza centrum, kilka minut spacerem do starego miasta. Po drodze widać, że czasy świetności Evora ma już dawno za sobą.
To co uderza to panujący w mieście spokój, wręcz hipnotyzujący. Może to po części kwestia niedzielnego przedpołudnia.
Wszędzie słychać donośny śpiew ptaków, od czasu do czasu zagłuszany przez samochód, poruszający się po kamiennej drodze z prędkością poniżej 40 km/godz.
Wędrując ulicami, na początku spotykałam tylko koty. Bliżej starego miasta pojawili się ludzie, którzy niespieszne sunęli w kierunku kawiarni na espresso. Z domów roznosił się zapach smażonej na śniadanie jajecznicy. Spodobał mi się ten spokojny, powolny, małomiasteczkowy klimat. To duża odmiana w stosunku do tętniącej życiem Lizbony. Evora przypomina nieco urocze małe miasteczka Szwajcarii. Jest oczywiście znacznie biedniejsza i bardziej odrapana.
Zatrzymałam się w pierwszej napotkanej kawiarni. Idealnie wtapiała się w spokojny nastrój miasta. Do tego w tle leciała muzyka jednego z moich ulubionych zespołów – Kings of Convenience. W tej nie wyszukanej kawiarni zjadłam jedne z najlepszych i największeych tostów w życiu. To chyba kwestia wyjątkowego chleba z regionu Alentejo. I to jest właśnie cała Portugalia! W każdej knajpie, kawiarni czy restauracji można bardzo dobrze zjeść, naprawdę pysznie zjeść. Wyrzućcie wiec przewodniki, zapomnijcie o tripadvisorze i wejdźcie do pierwszej napotkanej restauracji, jak tylko poczujecie głód.
Świątynia Rzymska
W centrum starego miasta znajduje się główna atrakcja: pozostałości świątyni rzymskiej wybudowanej na przełomie I i II w. n.e. Po upadku imperium rzymskiego pełniła rożne funkcje, łącznie z rzeźnią. To jedna z najlepiej zachowanych budowli z czasów rzymskich na półwyspie iberyjskim. Według mnie, nie powala. Zostało po niej 14 kolumn. Obok świątyni, a raczej tego co z niej pozostało jest malutki skwer, w którym można odpocząć.
Katedra
Wybudowana na przełomie XII i XIII w. Warto ją obejść małymi wąskimi uliczkami.
Praca Giraldo
Czyli Plac Giralda, nazwany tak na cześć dowódcy wojsk, który odbił miasto z rąk muzułmanów. Kiedyś miejsce krwawych wydarzeń, palenia stosów Świętej Inkwizycji. Aktualnie jest tam kilka restauracji i sklepów.
Według mnie moc przyciągania Evory wcale nie tkwi w głównych zabytkach opisywanych w przewodnikach.
To co spodobało mi się najbardziej to cała architektura Starego Miasta: stare, białe kamienice, wąskie uliczki. To niesamowite, że mieszkają tam jeszcze ludzie. Miasto wygląda jak z książki do historii.
Mój spacer w pewnym momencie przerwał ulewny deszcz, który okazał się idealnym pretekstem do wypicia kolejnego espresso. Uprzejmy Pan w kawiarni po moim wyglądzie i aparacie przewieszonym przez szyję, domyślił się, że nie jestem stąd i zapytał jaką kawę sobie życzę: dużą? z mlekiem? z cukrem? – Nie, ja piję taką jak Portugalczycy! Im przecież nie zadaje takiego pytania, to oczywiste, że w Portugalii pije się tylko pyszne espresso.
Po bardzo przyjemnym dniu w Evorze, wczesnym wieczorem wróciłam pociągiem do Lizbony.


3 Komentarze Dodaj własny