„Pokochaj latanie” – jak pokonałam lęk przed lataniem

dnia

Lęk przed lataniem jest zjawiskiem bardzo powszechnym i kompletnie irracjonalnym. Podobno dotyczy około 30% osób. Większość z nich wie, że ten lęk jest bezpodstawny, osoby które boją się latać wiedzą, że latanie jest najbezpieczniejszą formą transportu, potrafią sypać z rękawa statystykami, które to potwierdzają. Wiedzą, że w Polsce rocznie ginie znacznie więcej osób na drogach niż w ciągu nawet kilku lat na całym świecie na skutek wypadków lotniczych. My to wszystko wiemy, ale i tak się boimy…. czasami wręcz panicznie.

Do niedawna byłam jedną z tych osób. Opowiem Wam dziś moją historię. Przede wszystkim to, jak pokonałam lęk przed lataniem samolotem.

Boję się latać – moja historia

Wszystko zaczęło się chyba w 2011 r podczas podróży do Indii. Razem z kuzynką leciałyśmy przez Moskwę, a potem do Delhi rosyjskimi liniami Aeroflot. Kiedy już prawie lądowaliśmy, nagle pilot zmienił zdanie i wzbił się do góry. Zrobiliśmy kółeczko i dopiero za drugim razem udało się wylądować. Dziś wiem, że jest to standardowy manewr i żaden powód do strachu. Jednak wtedy coś chyba we mnie pękło i wylał się ze mnie ten potworny lęk. Potem było już tylko gorzej. Loty krajowe po Indiach, lokalnymi liniami lotniczymi były dla mnie bardzo stresujące. Oczywiście teraz wydaje mi się to śmieszne. Jednak wtedy, szokujące spotkanie z hinduską rzeczywistością sprawiło, że straciłam jakiekolwiek zaufanie to indyjskiego przemysłu lotniczego i lokalnej sumienności w przestrzeganiu procedur bezpieczeństwa.

Ten lęk się pogłębiał i mocno zakorzeniał w mojej głowie. Kiedyś często latałam służbowo. Na trasie Warszawa – Genewa zawsze wypijałam 2 cydry. Na trasie Warszawa – Lizbona, opróżniałam kubek czerwonego wina. Raz podczas lotu do Barcelony, w czasie startu prawie się popłakałam. Wiele razy szukałam pocieszenia w spokojnym i opanowanym spojrzeniu stewardes. Dla zabicia czasu chodziłam do toalety, w chwilach wzmożonego stresu włączałam filmiki z poprzednich wakacji.

Pierwszy przełom w pozytywną stronę nastąpił, kiedy zaszłam w ciążę. Mieszkałam w Lizbonie i raczej nie wyobrażałam sobie powrotu do Polski drogą lądową 🙂 W pierwszym trymestrze odbyłam kilka lotów. Na koniec naszej portugalskiej przygody wyskoczyliśmy jeszcze z Wojtkiem na kilka dni na Azory. To był moment, kiedy po prostu musiałam się ogarnąć. Dla dobra dziecka, nie mogłam się stresować. Przez długi czas naprawdę było lepiej. Lataliśmy na rodzinne wakacje. Już się tak nie bałam, jednak cały czas każdy lot wiązał się dla mnie z silnym stresem, który zaczynał nawiedzać mnie nocą, kilka dni przed podróżą.

Anna Kedzierska

Dalej podróżowałam służbowo. Wtedy nie było źle, bo mogłam skupić się na pracy. Z samolotu często jechałam prosto na spotkanie więc nie mogłam rozładowywać napięcia alkoholem.

Do tego dochodzi kilka lotów prywatnie z rodziną na wakacje. Zazwyczaj loty na wakacje znosiłam bez większych dramatów. Trudniejsze były powroty. Mam wrażenie, że w drodze do Polski zawszy były turbulencje. W czasie stresującego lotu, obiecywałam sobie, że na kolejne wakacje pojedziemy samochodem, bez stresu. Jednak niedługo po powrocie znowu znajdywałam siebie szukającą ciekawych połączeń lotniczych. Podczas naszych ostatnich wakacji w Turcji, oczywiście powrót był trudniejszy. Siedziałam przy oknie, z Ignasiem na kolanach. Obok mnie Wituś i nagle poczułam zbliżający się atak paniki, do którego przecież nie mogę dopuścić. W końcu lecę z dwójką dzieci! Witusiowi wmawiam, że latanie jest super, żeby nie przenieść na niego mojego lęku. Wojtek musiał dać mi słuchawki wyciszające i na chwilę włączyć lekki serial, żebym się uspokoiła. Pomogło, jednak niemiłe wspomnienie pozostało.

Uznałam, że kolejne wakacje to będzie road trip. Kiedy nawykowo znowu sprawdzałam połączenia lotnicze, zaczęłam sobie głupio tłumaczyć, że „przecież niepotrzebne mi te podróże”, „gdzie mnie tam znowu ciągnie”, „nie muszę latać”.

Sama zaczęłam się ograniczać. I wtedy się na siebie wkurzyłam!

Moje największe hobby! Coś, co uwielbiam i bez czego nie jestem sobą. To chyba największa przyjemność mojego życia. I ja sama siebie próbuję ograniczać i rezygnować z podróży, przez jakiś durny lęk?! O nie!

Postanowiłam, że coś z tym zrobię.

Anna Kędzierska
Dubaj

Warsztat „Pokochaj latanie”

Zapisałam się na warsztat dla osób, które boją się latać, organizowany przez praktyków lotnictwa. Dwudniowy warsztat pod nazwą „Pokochaj Latanie” odbył się w listopadzie w Warszawie w hotelu Hampton, bardzo blisko lotniska.

Było to fascynujące doświadczenie, pod każdym możliwym względem.

W tej edycji uczestniczyło 12 osób. Każdy z ciekawą historią. Wśród nas były osoby, które nigdy w życiu nie leciały samolotem. Nie dlatego, że nie miały okazji, nie dlatego, że nie miały ochoty wyruszyć w podróż. Po prostu panicznie bały się lotu. Były osoby, które od kilkunastu lat nie latały ze strachu. Wśród nich kolega, który z obawy przed lataniem, tylko w tym roku kilkukrotnie pokonał samochodem trasę do Londynu, gdzie musiał się pojawiać ze względu na wykonywaną pracę.

Każdy z nas miał dosyć tego strachu, stresu związanego z lotem i przede wszystkim ograniczeń jakie lęk przed lataniem nakładał na nasze życie. Jeśli twoi znajomi lecą na wakacje, dobrze się tam bawią i szczęśliwie wracają do domu, a ty nie poleciałaś/-eś tylko dlatego, że się boisz, to coś jest nie tak. Masz problem, który warto zaadresować.

Całe warsztaty upłynęły w bardzo przyjemnej i serdecznej atmosferze. Zintegrowaliśmy się wokół wspólnego celu i wzajemnie wspieraliśmy.

Warsztat składał się z kilku modułów oraz lotu na trasie krajowej.

1. Zaczęliśmy od spotkania z psycholożką. Każdy z uczestników opowiadał swoją historię. Próbowaliśmy przepracować nasze lęki, zrozumieć ich źródło i podjąć pierwszą próbę ich rozwiązania. Prowadząca Jagoda zapoznała nas z różnymi technikami radzenia sobie z lękiem.

2. Następnie mieliśmy sesję z pilotem, który zaczął od wytłumaczenia nam jak to się dzieje, że samolot lata. Oczywiście porozmawialiśmy o turbulencjach. Pilot odpowiadał na wszystkie nasze pytania. Po tej sesji mieliśmy pewien niedosyt. Odniosłam lekkie wrażenie, że dla doświadczonego pilota, który od lat pracuje w tym zawodzie, grupa osób które wbrew logice i faktom boją się latać, to jacyś wariaci. 🙂 trochę tak jest 🙂

3. Kolejną była sesja z kontrolerem lotu. Była piekielnie ciekawa! Kontroler przedstawił nam tajniki swojej pracy. Opowiedział jak wiele osób czuwa nad bezpieczeństwem lotów. Jakie są minimalne odległości między samolotami, minimalne odstępy czasu między startami, podstawowe reguły w ruchu lotniczym. Oczywiście znowu pojawił się temat turbulencji. Kontroler lotu był przesympatyczny, bardzo doświadczony, cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania.

4. Ostatnim punktem pierwszego dnia było spotkanie z mechanikiem lotniczym w hangarach, w których serwisowane są samoloty. Czy muszę dodawać, że było super? 🙂 Mogliśmy posiedzieć w kokpicie 🙂 Ja jednak latam dosyć często więc wejście do samolotu nie było dla mnie wyzwaniem. Jednak były wśród nas osoby, dla których było to wielkim przeżyciem (były łzy) i ważnym krokiem na drodze do pokonania lęku i pierwszego lotu. Było naprawdę dużo emocji. Sławek wytłumaczył nam, że absolutnie nie ma takiej możliwości, aby podczas lotu ktoś otworzył drzwi, ani żeby w wyniku silnych turbulencji np. Odłamały się skrzydła – tak, przed warsztatami mieliśmy też takie obawy 🙂 A Sławek wie, co mówi. Od ponad 30 lat zajmuje się mechaniką lotniczą. Opowiedział nam jak skonstruowany jest samolot. Mogliśmy zobaczyć „bebechy” jednej z maszyn. Jak wszyscy nasi wykładowcy cierpliwie odpowiadał na wszystkie – nawet najbardziej absurdalne – pytania, sprawiając, że z każdą kolejną chwilą czuliśmy się coraz bardziej komfortowo. Opowiedział o rodzajach serwisów jakim okresowo poddawane są samoloty. Taka ciekawostka: raz na 3 lata, każdy samolot musi przejść formę gruntownego serwisu, który trwa około miesiąca. Oczywiście miesięczny przestój w użytkowaniu maszyny niesie wysokie koszty i straty dla lini lotniczych. Dlatego Ryanair sprzedaje samoloty zanim zostaną uziemione na serwis. Tym samym ma jedną z najnowszych flot.

Pierwszy dzień zakończył się około 18:30.

5. Drugi dzień zaczęliśmy od genialnej sesji z doktorem Robertem Kaczanowskim, doświadczonym specjalistą medycyny lotniczej. Pan Robert jeszcze raz, w prosty, łopatologiczny sposób, wytłumaczył nam jakim cudem samolot wznosi się i leci. Rozmawialiśmy o wszystkim: o ciśnieniu w samolocie, jego zmianach, wpływie na samopoczucie człowieka, o dolegliwościach i przeciwwskazaniach do lotu. I jak zwykle o turbulencjach i bezpieczeństwie w ruchu lotniczym.

6. Ostatnią była sesja ze stewardesą. Opowiadała nam o swojej pracy. O trudnych sytuacjach jakie jej się zdążyły na pokładzie samolotu. Jak stewardesy radzą sobie z trudnymi pasażerami. W jaki sposób są przygotowywane na niebezpieczne sytuacje. Wiecie, że załoga samolotu (każdego typu!) jest przygotowana do ewakuowania wszystkich pasażerów w ciągu maksymalnie 90s. I to nawet w sytuacji, gdy niektóre wyjścia ewakuacyjne się nie otworzą. Oczywiście każdemu prelegentowi zadawaliśmy kilka standardowych pytań, typu: czy lubi latać, czy nie boi się latać.

Każda z sesji była bardzo wartościowa, z każdą byliśmy coraz spokojniejsi. Jednak po części teoretycznej przyszedł czas na praktyczny test! Fakultatywną częścią warsztatu jest loty samolotem rejsowym na trasie krajowej. My mieliśmy polecieć do Katowic.

W związku z tym, że w domu czekała na mnie dwójka dzieci, miałam wątpliwości czy decydować się na wersję z lotem. Przekonało mnie jednak to, że podczas lotu uczestnikom warsztatu towarzyszy psycholog i stewardessa. No to lecimy…

Przyjechaliśmy na lotnisko razem. Razem przeszliśmy też przez kontrolę bezpieczeństwa. Dla mnie procedury na lotnisku, to chleb powszedni, jednak dla niektórych uczestników każdy element podróży był przejmujący. Obecność specjalistów na pokładzie była bezcenna. Jagoda – psycholog – przez cały lot towarzyszyła uczestnikowi, który pierwszy raz z życiu leciał samolotem i panicznie się bał ataku paniki. W tym czasie stewardesa odpowiadała na mnóstwo naszych pytań, typu: „A co się teraz dzieje”, „A co to za dźwięk”, „Czy wszystko w porządku”, „Dlaczego tak trzęsie”, „Naprawdę się nie boisz”?

Jeśli o mnie chodzi, to stało się to, czego się obawiałam. Stresowałam się tym lotem. Może dlatego, że lecieliśmy małym kukurytnikiem z napędem turbośmigłowym, którym trzęsło jak starą Nysą na wiejskiej drodze. A może udzieliły mi się emocje uczestników, którzy zaczynali warsztat i wchodzili do samolotu ze znacznie wyższym poziomem lęku niż ja. Podczas lotu próbowałam technik, których uczyła nas Jagoda. Trochę pomogło.

Po wylądowaniu w Katowicach nawet nie wychodziliśmy z samolotu. Podczas oczekiwania na lot powrotny mieliśmy sporo czasu, aby porozmawiać z załogą obsługującą lot, co również było bardzo pomocne. W związku z tym, że podróżowaliśmy w towarzystwie doświadczonej stewardesy, mieliśmy nieco inny status niż reszta pasażerów. Rozmawialiśmy z wyluzowanymi i sympatycznymi stewardesami, zajrzeliśmy do kokpitu i pogadaliśmy z pilotem. To wszystko było bardzo pomocne. Lot powrotny do Warszawy upłynął mi w … błogim relaksie… zero stresu, zero lęku. Naprawdę poczułam, że nastąpił przełom.

Wiedziałam jednak, że prawdziwy test przyjdzie dwa tygodnie później podczas rodzinnego lotu na Teneryfę. Już kilka dni przed lotem poczułam cudowną różnicę. Już się nie stresowałam po nocach. Czułam tylko czystą przyjemność, ze zbliżających się wakacji na pięknej wyspie. Już nie pojawiały się durne myśli typu: „czy na pewno potrzebne mi te podróże”, „może lepiej zostaniemy w domu, gdzie będziemy latać i dzieci po świecie ciągać”.

W czasie lotu na Teneryfę w ogóle się nie bałam! Podczas schodzenia do lądowania zaczęło nami mocno trząść, zagadałam stewardesę, że „coś mocno trzęsie, pewnie już się zniżajmy”, a ona na to, że „tak, szybko schodzimy z wysokości, żeby ominąć silny wiatr”. Jasny gwint…wcześniej, przed warsztatami, same silne turbulencje już by mnie sparaliżowały, napiętymi mięśniami brzucha próbowałabym sterować samolotem i utrzymać go w powietrzu, nie mówiąc już o takich słowach stewardesy, po których chyba bym się popłakała. A tu…nic… święty spokój. No ma to sens… jest silny wiatr, to go omijamy. Spoko. Lecimy dalej.

Niedaleko nas siedziała rodzinka z małym dzieckiem. Podczas tych silnych turbulencji mama się popłakała, tak konkretnie, porządnie. Pewnie ze strachu. Myślę, że powinnam jej poleci warsztat Pokochaj Latanie 🙂

To jeszcze nie koniec historii. W końcu z wakacji trzeba wrócić. Obawiałam się, że podczas powrotu nie będzie tak różowo. Wracaliśmy w czwartek, ulubiony dzień Francuzów. Właśnie wtedy najczęściej strajkują. W ten konkretny czwartek strajkowali francuscy kontrolerzy lotu. Kiedyś by mnie to przeraziło! „To kto będzie czuwał nad naszym bezpieczeństwem, żeby się samoloty nie zderzyły” „na pewno kontrolerzy z innych państw będą przeciążeni”. A tu proszę, trochę się zirytowałam na Francuzów, ale dalej zero strachu. Ze względu na strajk lecieliśmy inną trasą. Myślę, że przez to inne korytarze powietrzne były bardziej „zatłoczone” i nie udało nam się kompletnie ominąć turbulencji. Trzęsło nami przez długi kawałek lotu. Myślę, że mój poziom stresu mogłabym ocenić na 0,5 w 10 stopniowej skali i wynikał on raczej z obawy, że silne turbulencje obudzą mi dzieci. Powtarzałam sobie zdanie, które podczas warsztatów zapisałam wielkimi literami:

„TURBULENCJE SĄ NIEPRZYJEMNE, ALE NIE SĄ NIEBEZPIECZNE” 🙂

Pomogło. Ledwo wróciliśmy z Teneryfy, a ja już mam zaplanowane wakacje na 2020 rok, oczywiście samolotem 🙂

Ile kosztuje warsztat „Pokochaj latanie”

Wersja bez lotu to koszt około 1800 zł, z lotem 2600 zł. Czy to dużo?

Ktoś oczywiście mógłby powiedzieć, że wszystkie informacje przekazywane podczas warsztatu można znaleźć w Internecie. Pewnie tak. Można oglądać filmiki na YT, np. Subskrybować kanał Turbulencja, przeczytać książkę np. „Pilot Ci tego nie powie„, którą wam polecam, jednak to nie to samo. Nic nie przebije bezpośredniej relacji z załogą, z przekrojem specjalistów zajmujących się lotnictwem, energii grupy i lotu w towarzystwie ekspertów.

Czy wspomniana cena to dużo za opanowanie lęku i odblokowanie się na podróże, na marzenia? Za to, że zamiast kilka razy w roku jeździć samochodem do Londynu można spokojnie polecieć samolotem w 2 godziny? Za to, że w końcu możecie dołączyć do znajomych i razem polecieć na wakacje? Za to, że podczas paskudnej polskiej zimy pełnej smogu możecie zabrać rodzinę w ciepłe miejsce, kąpać się w morzu i chodzić w grudniu w krótkim rękawku? Myślę, że to bardzo mało i że organizatorzy spokojnie mogliby tę cenę podnieść. Cena tego warsztatu nie powinna być funkcją kosztu, a wartości jaką daje odbiorcom.

Marzenie każdego podróżującego rodzica 🙂

Oczywiście wpis nie jest sponsorowany. Zapłaciłam za mój warsztat, nie boję się już latać więc nie mam potrzeby uczestniczyć w nim ponownie 🙂

5 Komentarzy Dodaj własny

  1. My Name pisze:

    Ja boję się jeździć komunikacją miejską, mam silny lęk przed siedzeniem gdy autobus jest napchany i jedzie przez strefę zabudowaną… Chyba od 5 lat sam autobusem nie jechałem ani z kimś… Poza tym mam pewien fizjologiczny problem i boję się wypuszczać dalej poza dom gdyż boję się że narobię w majtki – może śmieszne ale dla mnie tragiczne… Wszędzie chodzę na piechotę a jak trzeba taxi która nie jest tania i stać nas na 3 przejazdy w tą i z powrotem bez naruszania budżetu… Lęk to moje drugie imię gdyż mam fobię społeczną jak się domyślasz, stresuję się w tłumie, gdy ktoś idzie naprzeciw albo się patrzy na mnie …
    Makabra z tymi lękami! Gratuluję odwagi i tak fajnego kursu!

    1. travellissima pisze:

      Wierzę, że jest to dla ciebie trudne i te lęki utrudniają życie. Myślę, że warto zrobić pierwszy krok i poszukać pomocy – może być tylko lepiej 🙂

      1. My Name pisze:

        Dziękuję ale nie ma chyba szkoleń dla chorych z fobiami społecznymi a takie by mi się przydało tylko że w inteligentnym towarzystwie bez dokuczania. Często padam ofiarą ataków bo np udzielam się na internecie…

  2. netainpink pisze:

    Strach przed lataniem 🙂 Pamiętam swój pierwszy lot samolotem. Tak się bałam, że wykombinowałam jakieś leki na uspokojenie. To, że samolot nie runął uznawałam jako cud. Na szczęście po kilku podróżach paraliżujący strach minął. Ale przyznaję, wciąż nie jest to moja ulubiona forma przemieszczania się.

    1. travellissima pisze:

      A ja chyba dzięki warsztatom naprawdę pokochałam latanie 🙂 teraz mam większe zaufanie do samolotu niż do samochodu, nawet jeśli prowadzę ja lub mój mąż. W ruchu lotniczym jesteśmy zależni od sztabu ludzi pracujących w tej branży, jednak jadąc samolotem tez jesteśmy zależni od innych – od kierowców których mijamy, wśród których jest sporo oszołomów

Leave a Reply to My NameCancel reply