Szkoła w Szwajcarii, a szkoła w Polsce – o edukacji dzieci

Po dwóch latach mieszkania w Szwajcarii doszliśmy do momentu, w którym musimy podjąć bardzo trudną decyzję, zdecydowanie najtrudniejszą w naszym życiu: zostać w Szwajcarii, gdzie dzieci kontynuowałyby edukację, czy wrócić do Polski, gdzie Wituś w tym roku zacząłby pierwszą klasę. Oczywiście jest mnóstwo czynników, które bierzemy pod uwagę, całe mnóstwo. Edukacja dzieci jest jednym z nich. Całkiem istotnym.

Przyznam, że gramy trochę na dwa fronty. Płacimy wysoką cenę za brak zdecydowania, jednak przedłużaliśmy podjęcie tej decyzji najdłużej jak się dało, ponieważ po prostu nie byliśmy w stanie się zdecydować. Podoba nam się zarówno w Szwajcarii jak i w Polsce. W tym poście opiszę nasze wrażenia i doświadczenia z systemu edukacji z obu państw:

Pierwszy dzień w szkole

Szwajcaria – system edukacji i szkoła podstawowa

Na wstępie muszę dodać, ze choć w Szwajcarii powoli zmierza się do ujednolicenia systemu edukacji, to kantony wciąż mają dużą niezależność i sytuacja może się znacząco różnic miedzy kantonami. My mieszkamy w Vaud (cześć francuskojęzyczna) nad Jeziorem Genewskim, w niedużym, uroczym miasteczku Morges. Jest do d

Zacznę od opisu sytuacji z naszym młodszym synkiem Ignasiem, który w sierpniu poszedł do 1 klasy szkoły podstawowej.

Obowiązkowa edukacja w Szwajcarii rozpoczyna się w wieku około 4.5 lat. Klasyfikacja do konkretnej szkoły nie odbywa się jak w Polsce względem roku kalendarzowego. Decydującym momentem jest sierpień: Przykładowo dzieci urodzone miedzy wrześniem 2018r a sierpniem 2019r w tym roku (2023) dokładnie 21 sierpnia rozpoczęły edukację w pierwszej klasie. Dzieci urodzone miedzy wrześniem a grudniem 2019r zaczną szkołę za rok.

Zaczynam pisać ten wpis dokładnie jeden dzień po rozpoczęciu roku szkolnego. Wczoraj o 10:35 Ignas poszedł pierwszy raz do szkoły. Nasze wrażenia: bardzo pozytywne!

W odróżnieniu od Polski nie ma tu wielkiej pompy na rozpoczęciu roku szkolnego. Dzieci nie muszą się stroić. Co ważniejsze: rodzice też nie muszą się stroić 🙂 Poszłam jak stałam: podarte spodenki i t-shirt 🙂 Nauczycielki też na totalnym luzie: letnia sukienka bez rękawków i odsłonięty wielki tatuaż na ramieniu 🙂 Mnie się to podoba. Wszystko zmierza do tego, żeby ułatwić dzieciom ten pierwszy dzień. Nie jest patetycznie, nie ma formalnych wystąpień.

Około 10:35 dzieci razem z rodzicami poszli do doskonale wyposażonej klasy. Na malutkich biureczkach były już karteczki z imieniem dziecka i tabliczka ze smerfem i wiadomością „Bienvenue Ignacy” [Witaj Ignacy]. Każde dziecko wybrało sobie kolorowankę ze smerfem, usiadło na swoim miejscu i kolorowało, podczas gdy nauczycielki omawiały sprawy organizacyjne z rodzicami. Trwało to może pół godziny, po czym rodzice mogli pójść do domu, a dzieci zostały w szkole. Pierwszego dnia bardzo krótko, tylko do 12:05. Ignaś ma wykupione obiady wiec był w szkole do 14:00. Wrócił do domu bardzo zadowolony, chyba też dumny z siebie, że chodzi już do szkoły, tej samej co jego starszy brat.

Napisałam, „nauczycielki omawiały sprawy organizacyjne” – w Szwajcarii do każdej klasy przypisane są 2 nauczycielki. U nas są to Rosana – mama 3 dzieci, z czego najmłodsze ma 24 lata i Patricia, która pracuje w szkole od 45 lat (to ta z tatuażem) – mama i babcia. Było to bardzo miłe, kiedy nauczycielki opowiadały o sobie i o swojej rodzinie, przyjemnie skracało dystans. Bardzo mi się podobało, kiedy Patricia przedstawiała się dziewczynce, która razem ze swoim tatą się spóźniła. Patricia przykucnęła, uścisnęła rączkę dziewczynki, delikatnie ją po niej smyrając i powiedziała jak ma na imię i że jest jej nową nauczycielką. W tej stresującej chwili dziewczynka z pewnością poczuła się dużo lepiej.

Nauczycielki nie dość, że miłe i profesjonalne, to jeszcze bardzo pogodne. Dla mnie to niesamowite, że kobieta która od 45 lat pracuje w szkole ma w sobie jeszcze tyle uśmiechu i energii. Zapewne wynika to z kilku kwestii. Oczywiscie nauczyciele tu muszą lubić dzieci i swoją pracę. To jednak nie wszystko. W związku z tym, że są dwie nauczycielki na mała klasę, pracują one na niepełny etat, wiec nie są przemęczone pracą. Maja sporo urlopu i przede wszystkim są dobrze wynagradzane. Nie muszą dorabiać na korkach, żeby godnie żyć. Mam wrażenie, że jest to zawód doceniany i szanowany.

Kilka dodatkowych czynników specyficznych dla Szwajcarii, a przynajmniej dla naszej szkoły: klasy 1 i 2 są bardzo małe: 10-11 osób. Jednak są one łączone. Klasa 1 ma zawsze zajęcia z drugą klasą. Klasa 2 nie zawsze ma zajęcia z pierszą ponieważ starszaki mają generalnie więcej zajęć, są dłużej w szkole.

1 klasa

I teraz płynnie przejdę do kolejnej ogromnej różnicy miedzy Polską, a Szwajcarią. Różnicy, która mnie denerwuje i która jest silnie zakorzeniona w kulturze. Otóż założenie jest tu takie, że dzieci w tym wieku powinny jeszcze jak najwiecej czasu spędzać w domu z rodzicami, szkoła jest od tego, żeby uczyć i przygotowywać do życia w społeczeństwie, a nie od tego żeby zapełnić dzieciom czas, kiedy rodzice pracują. O nieeee…. Od podawania dzieciom obiadów jest MAMA, a nie szkola. Co to oznacza w praktyce? Oto grafik godzinowy zajęć szkolnych w pierwszej klasie:

  • Poniedziałek: 8:40 – 12:05
  • Wtorek: 8:40 -12:05, 14:00 – 15:40
  • Środa: dzień bez szkoły
  • Czwartek: 8:40 – 12:05
  • Piątek: 8:40 -12:05

Tradycyjnie mama powinna odebrać dziecko ze szkoły o godzinie 12. Zaprowadzić do domu, nakarmić i w zależności od grafiku przyprowadzić z powrotem do szkoły na 14, aby 1h40 min później znowu przyjść do szkoły i ponownie dziecko odebrać. Na szczęście w większości szkół można już zapisać dzieci na obiad, gdzie organizacja niezależna od szkoły zajmuje się dziećmi miedzy 12 a 14. Jednak wciąż wiele kobiet krąży kilka razy dziennie miedzy domem a szkołą. 4 razy dziennie, 8 razy pokonując dystans miedzy domem a szkołą. Do tego zakupy, odgarnianie domu, gotowanie. I lekko wychodzi pełny etat. Kobiety są tu wypychane z rynku pracy. Nawet jeśli masz wykształcenie, doświadczenie i ambicje, system wypycha cię z rynku pracy na kilka lat, chyba ze jeszcze w trakcie ciąży złożysz aplikację o miejsce w żłobku, albo jesteś gotowa oddać pół pensji za prywatną placówkę. Miejsc w publicznych placówkach jest mało. Nam do tej pory nie udało się dostać miejsca na świetlicy. Prywatne żłobki i przedszkola są drogie (% względem średnich wynagrodzeń, nie tylko w wartościach absolutnych) i zapełnione dziećmi z całego świata, których rodzice przyjechali do Szwajcarii pracować, a którzy nie mają tu żadnego wsparcia w postaci rodziny. Dodaj do tego czynsz za mieszkanie i cala wyplata idzie w piach. Ale miał to być post o edukacji, a nie o sytuacji kobiet. Jednak ta mnie tak mocno wkurza, że nie mogę jej pominąć. Moja przyjaciółka, która „odchowała” 2 dzieci, wyrobiła świetną formę na codziennym kilkukrotnym bieganiu miedzy szkołą a domem i ogarniania wszystkiego co z tym związanie, po kilku latach chciała wrócić do pracy. Oczywiście system w tym też jej nie wspiera. Ostatecznie pracuje… za darmo!! Byle tylko wrócić na rynek i zdobyć doświadczenie. Zapomnij o wolności i niezależności finansowej…. Przemoc ekonomiczna welcome to…!

Wracając do edukacji:

Wf – trochę słabo, że w Szwajcarii jest 1 w tygodniu. W naszej szkole dodatkowo basen jest 1 raz na dwa tygodnie. Przynajmniej z mojego doświadczenia w klasach 1-4 tak to wygląda. Co mnie irytuje, to fakt, że na gimnastykę dzieci z naszej szkoły muszą iść do sąsiedniej szkoły. W bogatej części bogatej Szwajcarii wybudowali szkole 3 lata temu. Bez sali gimnastycznej! W naszym małym miasteczku jest kilka szkół podstawowych i na szczęście ta do której moje dzieci idą na sport jest oddalona o 300m, ale wciąż: wybudowali szkole bez sali gimnastycznej!

Kolejna różnica: w Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że teren szkoły jest oddzielony od otoczenia. Najczęściej z przyzwoitym zapleczem wokół budynku. W Morges jest kilka szkół publicznych, które znajdują się w budynkach mieszkalnych! Na dole szkoła, a za ścianą ktoś mieszka. Dziwne to… Może to tylko u nas w Morges.

Zajęcia pozaszkolne: generalnie w Szwajcarii w naszej szkole takich nie ma. Szkoła zajmuje się podstawową edukacją w ramach programu nauczania. Wszystko ponad to, rodzice organizują samodzielnie.

Klasa

Adaptacja w szkole

Przeprowadziliśmy się do Szwajcarii 2 lata temu. Opuściliśmy cudowne przedszkole w Warszawie i rzuciliśmy dzieci na głęboką wodę. Wituś podlegał już obowiązkowi szkolnemu. Na początku listopada 2021 r poszedł do drugiej klasy (2P). Nie znał wtedy ani jednego słowa po francusku! W czasach pandemicznych nie udało nam się zorganizować mu korepetycji w Warszawie. Bardzo obawialiśmy się czy i jak odnajdzie się w nowym miejscu. Ku naszemu zaskoczeniu zaadaptował się szybko i bardzo dobrze! Szwajcarskie szkoły przystosowane są do przyjmowania dzieci, które nie znają języka. Wynika to z dużego odsetka imigrantów (w naszej gminie to chyba około 40%), ale też ze specyfiki kraju. Dzieci które przeprowadziłyby się do Lozanny z Bazylei, Bern czy Fribourga, których pierwszym językiem jest niemiecki, mogłoby po prostu nie znać francuskiego.

Pierwszego dnia Wituś miał indywidualną nauczycielkę, która towarzyszyła mu przez cały dzień. Oczywiście ona nie znała polskiego. Mimo tego, po powrocie do domu Witus powiedział, że w szkole było „OK”. OK!! Nie strasznie bo przecież nic nie rozumiał, tylko OK! Powoli kamień, który ściskał nasze serca zaczął się kruszyć.

Przez 2 lata dzieci, dla których lokalny język nie jest ojczystym mają dodatkowe lekcje w szkole. Uczęszczają na nie nawet dzieci naszych znajomych, których tata jest Francuzem i które oczywiście rozmawiają z nim w tym języku. Jednak pierwsze lata życia spędzili w Niemczech, gdzie chodzili do lokalnych żłobków więc mogą mieć pewne zaległości we francuskim.

Angielski w szwajcarskiej szkole

Francuski to piękny i trudny język. Cieszę się, że nasze dzieci są dwujęzyczne. Jednak, aby odnaleźć się we współczesnym świecie ważniejszy jest angielski, choć pewnie większość Szwajcarów i Francuzów się ze mną nie zgodzi 🙂

Wśród wielu zalet szwajcarskiego systemu edukacji wkurza mnie ich podejście do nauki angielskiego. W naszej szkole, i podobnie jest w innych miejscowościach francuskojęzycznej Szwajcarii dzieci bardzo późno zaczynają się uczyć angielskiego. Dopiero około 10 czy 11 roku życia! Ja wiem, że niemiecki jest tu ważniejszy, ponieważ tym językiem posługuje sie ponad 70% społeczeństwa, jednak świat nie składa się tylko ze Szwajcarii! Za szwajcarskimi górami też jest ciekawy świat, o czym czasami włodarze tego kraju zapominają.

Pod tym względem Polska wypada zdecydowanie lepiej. Szwajcarzy może nie czują potrzeby, aby położyć nacisk na angielski, bo nie widzą powodu aby opuszczać swój kraj. To kraj do którego się przyjeżdża, a nie wyjeżdża. A kto tu przyjeżdża, to powinien opanować język lokalny – co uważam za słuszne – aby się lepiej zaadaptować.

W Polsce kładziony jest duży nacisk na to, aby już 3-latki miały zajęcia z angielskiego. Może jesteśmy bardziej otwarci na świat, a może po prostu uważamy, że jedyną szansą na dobre życie jest praca w zagranicznej firmie, albo – jeszcze gorzej – wyjazd z kraju.

Niezależnie w którą stronę rzuciłabym kamień z okna naszego mieszkania w Warszawie, mogłabym trafić w szkołę angielskiego dla dzieci. Simon, Sokrates, early stage … you name it.

W polskiej szkole podstawowej, do której dostał sie Wituś angielski jest 5 razy w tygodniu, są klasy dwujęzyczne i sporo kół zainteresowań z językiem angielskim.

Nie w Szwajcarii. O nie! Szukałam szkoły językowej dla dzieci w Morges i znacznie większej Lozannie – generalnie słabo, a ludzie na lokalnych grupach na fcbk odsyłają mnie do zajęć online, które dla mnie nie wchodzą w grę.

Na szczęście nasze dzieci mają styczność z angielskim, ponieważ ciagle słyszą jak my rozmawiamy ze znajomymi w tym języku, a od niedawna mają też anglo-polsko-francuskojęzycznych kolegów na podwórku.

Generalnie jeśli chcesz, aby twoje dzieci w Szwajcarii nauczyły się świetnie angielskiego – wyślij je do prywatnej szkoły. I nie zapomnij zapłacić za szkole od 2500 – 4000 CHF miesięcznie!

A może szkoła prywatna?

Tym sposobem płynnie przejdę do kwestii szkół prywatnych w Szwajcarii. Słynne szwajcarskie szkoły prywatne, do których bogaci rodzice wysyłają swoje pociechy. Nawet takie 7 letnie do boarding schools!

Szkoły prywatne często są dwujęzyczne (angielski i lokalny język) lub dominuje w nich język Angielki z zajęciami z lokalnego języka. Właśnie przy obiedzie rozmawiałam z kolegą, którego dzieci chodzą do prywatnej szkoły. Jego dzieci przez tydzien mają wszystkie zajęcia po angielsku, a w kolejnym tygodniu zajęcia odbywają sie po francusku. (Btw. W domu rozmawiają po turecku). I tak na zmianę. Podręczniki są dwujęzyczne. W innych szkołach cześć przedmiotów wykładanych jest po angielsku, częśc w języku lokalnych.

My wybraliśmy szkołę publiczną z kilku względów: finansowych (ponad 6K miesięcznie za 2 dzieci!), logistycznych (do publicznej mamy 4 min spacerem, do najbliższej prywatnej 14 samochodem) a przede wszystkim dlatego, że publiczne szkoły w Szwajcarii są po prostu bardzo dobre. Wiec jeśli nie jesteś ekspatem, który przyjechał do Szwajcarii na 3 lata i któremu firma finansuje czesne, to wysyłasz swoje dzieci do szkoły publicznej.

Szkoły publiczne uczą bardzo dobrze, dzieci są zadowolone, mają dużo kolegów w okolicy. Jedyne co mnie wkurza, to brak afterschool care, brak angielskiego, brak sali gimnastycznej i słabe zaplecze wokół naszej szkoły. Najważniejsze, że dzieci są szczęśliwe, robią dużo ciekawych rzeczy w szkole i wspaniale się rozwijają.

Wybór ścieżki edukacyjnej

I jeszcze jedna kwestia, dosyć ważna. Około 12 roku życia następuje podział dzieci w zależności od przyszłej ścieżki edukacyjnej. W dużym uproszczeniu: cześć dzieci idzie tzw ścieżką „zawodową” [apprentissage], druga grupa idzie ścieżką „gimnazjalną”, która przygotowuje do szkoły wyższej i umożliwia łatwiejszy dostęp do uniwersytetów i politechnik. Problem w tym, że tylko około 10% uczniów dostaje się na tą drugą ścieżkę. Wśród nich są praktycznie wszyscy uczniowie szkol prywatnych, wiec dla tych z publicznych jest ile miejsc? 5%?!

Szkoły publiczne naturalnie i dosyć mocno popychają dzieci w kierunku edukacji zawodowej i rodzice niewiele mogą z tym zrobić.

Oczywiście dyplom wyższej uczelni nie gwarantuje lepszego życia. Jednak uważam, że Szwajcarzy trochę przeginają. Tak, można tu dobrze żyć jako producent serów, wina, urzędnik publiczny czy mało obszarowy rolnik, ale wtedy kiedy na narty jeździsz do własnego chalet w górach, masz dom po rodzicach i rodziców, którzy pomogą w odbieraniu dzieci ze szkoły. Wtedy twoje koszty stałe są śladowe. W przeciwnym razie liczy się hajs…. Hajs na wynajem mieszkania, na przedszkole, na zajęcia pozalekcyjne.

W sumie, ja pracowałam w dwóch szwajcarskich firmach (Nestle i Logitech) i Szwajcarów jest tu jak na lekarstwo. Najczęściej zajmują niższe stanowiska. Wykwalifikowaną kadrę sprowadza się z zagranicy, łącznie z Leadership teamem. Jest to moja subiektywna obserwacja z 2 firm. Nie twierdzę, że jest to reguła, mająca zastosowanie w całym kraju czy we wszystkich branżach.

Szkoła

Obowiązek szkolny to poważny obowiązek

Przeprowadziliśmy się do Szwajcarii w drugiej połowie 2021 roku, kiedy powoli granice się otwierały i linie lotnicze zaczynały wznawiać loty. Miałam nadzieję, że będziemy podróżować jak szaleni. W końcu z Genewy jest znacznie bliżej do wielu ciekawych destynacji. Jak duże było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że 5-latek nie może opuścić dnia w szkole bez ważnego powodu. Nie można go tak po prostu zabrać na wakacje, pokazać świat. Mimo tego, że podróże kształcą nie gorzej niż szkoła.

Zarówno w Polsce jak i Szwajcarii szkoła jest obowiązkowa. Jednak ten obowiązek jest interpretowany na rożny sposób. W Szwajcarii nie ma opcji, żeby dziecko opuściło kilka dni w szkole i nikt się tym nie zainteresował.

Każda nieobecność musi zostać zgłoszona i odnotowana.

Najpóźniej 3 tygodnie przed planowaną nieobecnością należy wysłać list do dyrekcji szkoły (na szczęście może być dokument załączony w mailu, nie musi być gołębiem pocztowym) z dobrze uzasadnioną prośbą o nieobecność. Dodam, że chęć polecenia do Polski dzień wcześniej przed świetami, aby zdążyć na Wigilie może nie być wystarczającym powodem. My na szczęści zawsze otrzymywaliśmy zgodę, ponieważ mieliśmy dobre uzasadnienie.

Jeśli dziecko jest chore, to przy nieobecności dłuższej niż 3 dni niezbędne jest zaświadczenie od lekarza.

Myślę, że to rygorystyczne i formalne podejście Szwajcarów do obecności w szkole wynika to z troski o dzieci. Szkoła i edukacja wyrównują szanse. Jest to ważne zwłaszcza w tak zróżnicowanym środowisku. Czasami mnie to wkurza, bo przecież moje dzieci nie zostaną w tyle, jeśli ominą kilka zajęć z pisania literek, na rzecz podróży z rodzicami, ale muszę przyznać, że rozumiem też podejście Szwajcarów.

Nie znaczy to, ze przez cały rok mamy sobie odmawiać wakacji.

Klasa

Wakacje

W Polsce mamy 2 miesiące letnich wakacji i 2 tygodnie zimowych.

W Szwajcarii wyglada to nieco inaczej.

⁃ letnie wakacje są krótsze: rok szkolny kończy się 1 lipca, a kolejny zaczyna w drugiej połowie sierpnia (w tym roku 21.08). Na szczęście jest kilka dodatkowych przerw w roku szkolnym

⁃ W październiku są 2 tygodnie ferii jesiennych (druga polowa października)

⁃ Przerwa świąteczna obejmuje tez pierwszy tydzień stycznia

⁃ W lutym jest tydzien wolnego, który najczęściej wykorzystywany jest na narty

⁃ Ferie wiosenne: 2 tygodnie wolnego w kwietniu

Dodatkowo oczywiście kilka długich weekendów.

Każde wakacje się kiedyś kończą i trzeba wrócić do szkoły. A jak szkoła to wyprawka. Przygotowanie do roku szkolnego w Szwajcarii wyglada kompletnie inaczej niż w Polsce:

Wyprawka szkolna

Jak wyglądały zakupy do szkoły dla naszych dzieci?

Kupiliśmy im sandały do chodzenia po szkole, buty sportowe na gimnastykę, plecaczki, strój sportowy i nieprzemakalny fartuszek na zajęcia plastyczne. To tyle.

Żadnych podręczników, żadnych zeszytów, żadnych piórników, kredek, gumek, bloków, ryz papieru, nożyczek i wszystkich innych materiałów, które w sumie kosztują całkiem sporo. Zwłaszcza jeśli wysyłacie do szkoły więcej niż jedno dziecko. Generalnie wszystkie przedmioty, które są potrzebne w szkole, inne niż obuwie, ubranie i plecak dla dziecka, są zapewniane przez szkołę. Cudownie.

Otrzymaliśmy listę z obowiązkową wyprawką do Polskiej szkoły. Jest długa! Mam wrażenie, że w Polsce rodzice muszą zapewnić wszystko, oprócz nauczyciela i ławek w szkole.

W drogiej Szwajcarii posłanie dzieci do szkoły jest znacznie tańsze niż w Polsce.

Kiedy zacznie się szkoła, czy wasze dzieci chodzą już same do szkoły?

Samodzielność

Wśród wielu różnic miedzy Polską a Szwajcarią często pada wątek wspierania samodzielności dzieci. Słyszy się o tym, że dzieci dosyć wcześnie zaczynają same wracać do domu, że w szkoła w Szwajcarii wspiera samodzielność dzieci. Mam w tej kwestii nieco inne zdanie.

Według mnie, nie jest to kwestia szkoły czy systemu edukacji, a raczej otoczenia, środowiska i rodziców.

W Szwajcarii z założenia dzieci chodzą do najbliższej szkoły. Często oddalonej 5-10 min spacerem od domu. Raczej nie muszą przechodzić przez wielkie skrzyżowania. W terenie zabudowanym wszyscy jeżdżą maksymalnie 50km na godzinę, a w okolicy szkoły często 30 km/h. W takim otoczeniu łatwiej o samodzielność dzieci.

W Polsce standardem jest to, że na drodze z ograniczeniem prędkości 50/h w terenie zabudowanym, idioci jeżdżą 80-90km/h. Tak jest zarówno w naszej okolicy w Warszawie, jak i na wsi u moich rodziców. To warunki w jakich żyjemy, często smuszają nas do konkretnych zachowań. Doskonale rozumiem rodziców, którzy wolą być nadopiekuńczy niż ryzykować tragedię na przejściu dla pieszych, bo jakiś debil myślał, że potrafi jeździć „szybko i bezpiecznie”.

Pozostając w temacie samochodów, w Szwajcarii nie jest to mile widziane, aby rodzice odwozili dzieci do szkoły rowerem. Ma to sens, bo najczęsciej do szkoły można się dostać krótkim spacerkiem, albo w kilka minut na rowerze. Uwielbiam to, że zarówno w Szwajcarii jak i w Polsce możemy odprowadzić dzieci pieszo do szkoły i przedszkola, 5 min przyjemnym spacerem, ale rozumiem, że niektórzy rodzice mieszkają zdecydowanie dalej od szkoły i samochód niestety pozostaje jedynym rozwiązaniem. Choć jeśli możecie, to rozważcie rower 🙂

Szwajcaria

Jeden Komentarz Dodaj własny

  1. D pisze:

    To ja już chyba wolę polskie szkoły, nawet publiczne a przynajmniej na fajną prywatna nas stać. Dobrze się dowiedzieć jak to w Szwajcarii wygląda, dzięki!

Leave a Reply