Trasa: Około 35 km, 615 m różnicy wysokości
Tym razem zapraszam na krótką, ale bardzo wymagającą wycieczkę.
Po bardzo leniwym poranku, wczesnym popołudniem wsiadłam do pociągu jadącego w kierunku Les Diablerets. Już sama podróż z Montreux to super atrakcja. Pociąg jedzie bardzo wolno, za każdym zakrętem i tunelem odsłaniając kolejne cudowne widoki na góry. Zwiedzanie Les Diableretes zajęło mi jakieś 5 minut – po prostu przez nie przejechałam. To jeden z wielu kurortów, w zimie pełen narciarzy, a latem osób wędrujących górskimi szlakami.


Zanim ruszyłam w trasę, wjechałam kolejką linową na jedną z okolicznych górek. Byłby to idealny punk startowy na hiking, ale nie tym razem. Wsiadam na rower.
Pierwszych kilka kilometrów było męczarnią. Ponad 600 m różnicy wysokości. Bardzo wymagająca górska droga. Przypomniałam sobie wtedy wszystkie przekleństwa jakie kiedykolwiek usłyszałam, w czterech językach!
Sama byłam sobie winna. Wiedziałam na co się porywam. Uznałam po prostu, że pomęczę się przez tych 8-10 km aby potem zjeżdżać już tylko z górki. Pot mieszał się ze łzami rozpaczy i złości na samą siebie. Co chwilę robiłam przerwę i sprawdzałam ile jeszcze zostało mi do najwyższego punktu na trasie: Col de La Croix (1776 m).
Potem było już wspaniale! Cudowna, przepiękna panorama Alp! Dents du Midi w oddali. W tej części kantonu Vaud znajduje się mnóstwo winnic. W Villars zjechałam z trasy i zamiast do Bex, jak wskazywał szlak, udałam się w kierunku Aigle. To była bardzo dobra decyzja. Na trasie znajduje się mała miejscowość warta uwagi – Ollon.
Podsumowując: krótka trasa, około 35 km, za to bardzo wymagająca, męcząca. Porywanie się na nią z moim rowerem to było wariactwo! Jednak nie żałuję. Widoki warte wysiłku.

