Przylecieliśmy w sobotę wieczorem. Na zwiedzanie mamy pełne cztery dni. Wracamy do Lizbony w czwartek rano. Sądziłam, że to całkiem sporo jak na tak niewielką wyspę. Sao Miguel, największa wyspa archipelagu Azorów ma tylko 759 km2. Wiedziałam, że atrakcji tam nie brakuje, jednak nie sądziłam, że ta urocza wyspa ma tak wiele do zaoferowania.
W niedzielę rano wypłynęliśmy w ocean aby obserwować delfiny i wieloryby. Około południa byliśmy już z powrotem w porcie w Ponta Delgada i mieliśmy przed sobą wolne całe popołudnie. Nie chcieliśmy spędzać go w mieście, nie po to tu przylecieliśmy. Samochód mieliśmy wypożyczony dopiero od poniedziałku.

Wczesnym popołudniem się wypogodziło, bezchmurne niebo podkreślało zieleń wyspy i błękit oceanu. To idealna pogoda na skuter! Wojtek bardzo lubi jeździć na motorze. Obdzwonił kilka wypożyczalni. Oczywiście większość z nich w niedzielę jest zamkniętych. Udało mu się znaleźć jedną otwartą, kilkaset metrów na wschód od portu. Cena skutera, za dobę to 35 EUR, za pół dnia 30 EUR. Można tam również wypożyczyć rowery.
Założyliśmy kaski i pojechaliśmy dalej na wschód wyspy, kierunek – Lagoa do Fogo.
Z Ponta Delgada to dystans około 30 km. Nie spieszyło nam się, więc po drodze zatrzymaliśmy się w kilku miejscach.
Plaża Pópulo
Kilka kilometrów za miastem, w stronę Lagoa znajduje się piaszczysta plaża. Jak to na wulkanicznej wyspie, piasek jest zabarwiony na czarno. Mimo tego, było tam całkiem przyjemnie. Praktycznie bezwietrznie, a kto czytał moje posty o Alentejo i Algarve wie, że nie znoszę wiatru na plaży. Woda w oceanie jest cieplejsza niż u wybrzeży Portugalii i we wrześniu wynosi około 23 stopnie. Przy plaży jest jedna restauracja. Chwilę pospacerowaliśmy boso, opłukaliśmy stopy i ruszyliśmy dalej.


Lagoa
Przejeżdżając przez Lagoa ciągle pojawiały się znaki do skrętu w prawo do naturalnych basenów. Oczywiście skręciliśmy. Za zawrotne 2 EUR przez cały dzień można korzystać z kompleksu basenów. Wśród nich naturalne baseny termalne na brzegu oceanu oraz pompowana wyskocznia. Niestety kostiumy zostawiliśmy w hotelu. Planowaliśmy tu wrócić kolejnego dnia.


Lagoa do Fogo
Jedziemy dalej, w stronę Lagoa do Fogo. Droga prowadzi praktycznie cały czas pod górkę. Widoki jakie się przed nami roztaczają są niesamowite! Piękne zielone wzgórza, pełne kwiatów, a na drugim planie wielki Ocean. Wspaniałe! Gdzieniegdzie pasą się krowy.
Jedziemy bardzo powoli, gdyż droga jest bardzo kręta. W końcu docieramy na sam szczyt i naszym oczom ukazuje się wspaniała panorama z Lagoa do Fogo. Wieje bardo mocno, ale stoimy i podziwiamy widoki.

Lagoa do Fogo to jezioro kraterowe, zajmujące centralna część kaldery masywu wulkanicznego Agua de Pau. Co to jest kaldera? Ja też do niedawna nie wiedziałam. To wielkie zgłębienie w szczytowej części wulkanu, powstałe w wyniku silnej eksplozji niszczącej górną część stożka wulkanicznego, lub na skutek zapadnięcia się stropu komory pomagmowej razem ze stożkiem. Brzeg jeziora usytuowany jest na wysokości 580 m. n.p.m. Wzgórza, które je otaczają, które tworzą brzeg krateru sięgają prawie 950 m. n.p.m.
Obszar wokół jeziora jest ściśle chroniony. Niedopuszczalne jest tu osadnictwo ani żadne budownictwo. Nic nie zakłóca wspaniałej panoramy – to sama, czysta natura. Lagoa do Fogo to wspaniałe miejsce. Gdyby nie fakt, że było już późne popołudnie i było dosyć zimno, zostalibyśmy tam na dłużej. Zjechalibyśmy nad sam brzeg jeziora lub pospacerowali po otaczających je wzgórzach. Słyszałam, że woda w tym jeziorze jest tak czysta, że można ją pić.
Pojeździliśmy jeszcze na skuterze po okolicy. Przewiało nas potwornie, ale nie żałujemy. Było super!


Jeden Komentarz Dodaj własny