Bliskie spotkanie z tajskim słoniem, piękny kolorowy park pełen orchidei, spływ tratwą po rzece i wspaniałe świątynie. To tylko niektóre z atrakcji, jakich możecie doświadczyć w okolicy Chiang Mai na północy Tajlandii! Brzmi zachęcająco?

Kto chciałby przeżyć przygodę niczym z Księgi Dżungli Kiplinga? No może bez tych wszystkich dramatycznych momentów, chociaż taką małą namiastkę. My marzyliśmy o przejażdżce na słoniu po egzotycznym lesie. To jeden z powodów, dla których zapisaliśmy się na całodniową wycieczkę po prowincji Chiang Mai. O praktycznych kwestiach związanych z podróżą do Chiang Mai pisałam w poprzednim poście. Dziś skupię się na atrakcjach.
Jak się zapisać i zorganizować wyjazd?
Jedna z wielu rzeczy, jaka podoba mi się w Tajlandii to serwis door to door. Jak tylko przylecieliśmy do Chiang Mai porozmawialiśmy z obsługą hotelu. Polecili nam biuro, które organizuje takie wyjazdy, zadzwonili do nich, zapisali nas i powiedzieli, że kolejnego dnia z samego rana organizatorzy odbiorą nas spod drzwi hotelu. Po całym dniu oczywiście odwiozą nas w to samo miejsce. Tak więc nic prostszego. W cenę wliczony jest obiad więc o jedzenie też nie trzeba się martwić. Na niektóre wyprawy można się zapisać przez internet jeszcze przed przylotem na miejsce.
Następnego dnia, zaopatrzeni w aparaty fotograficzne, zapas wody i kostiumy kąpielowe jeszcze przed 8 rano czekaliśmy przy wejściu, podekscytowani zbliżającą się przygodą 🙂
Podjechał po nas jakiś stary pick-up. Wskoczyliśmy na pakę, na której było już około 8-10 uśmiechniętych twarzy z całego świata. Wszyscy we wspaniałych nastrojach ruszyliśmy w drogę 🙂
Ogród orchidei
Nasz pierwszy przystanek, zlokalizowany jest tuż za Chiang Mai. To ogród, w którym pod delikatnym zadaszeniem rosną orchidee. Może nie była to jeszcze ta dzika przygoda, o której wspominałam wyżej, jednak tu też bardzo mi się podobało. Gęsto posadzone, piękne kwiaty o soczystych, intensywnych kolorach. Wygląda to bardzo ładnie i egzotycznie. Wspaniale!
Na miejscu można kupić między innymi biżuterię zrobioną z kwiatu orchidei – bardzo fajna pamiątka. Ja kupiłam dwie 🙂


Elephant trekking
Podróż z Chiang Mai do obozu dla słoni zajęła nam około godzinę. W pewnym momencie asfalt się skończył i wjechaliśmy na wąskie leśne ścieżki. Obóz znajduje się z dala od ruchu ulicznego, w cichej i spokojnej dolinie.
Po krótkim instruktażu mieliśmy wsiąść na słonia. Na grzbiet wchodzą 2-3 osoby. Każde zwierzę prowadzone jest przez opiekuna. Na grzbiecie słonia kładzie się metalowe lub bambusowe siedzenie, a pod nie kilka – do kilkunastu warstw podkładu, aby nie poranić ich skóry.
Powoli wędrowaliśmy po okolicy, po lesie i po polanie, słonie przemieszczały się bardzo powoli i spokojnie zachowując równowagę nawet na większych pochyłościach. Było super!
Mniej więcej po godzinie wróciliśmy bo obozu na obiad. Tajska kuchnia podana w takim miejscu, na łonie natury, w spokojnym lesie smakuje jeszcze lepiej niż zwykle. Wszystkim dopisywał apetyt i świetny humor 🙂

Trekking na słoniu to jedna z kilku możliwości spędzenia czasu z tymi zwierzętami. W obozie można spędzić cały dzień i zostać przeszkolonym w opiece tych olbrzymów, karmić je, wyprowadzać na spacer, a nawet wybrać się z nimi na kąpiel w rzece.
Niektóre schroniska oferują nocleg w bungalowach więc możecie spędzić tam nawet kilka dni, z dala od cywilizacji lub wybrać się na dwudniowy trekking.
Słonie w Tajlandii
Populacja słoni w Tajlandii wynosi tylko 5 000 sztuk z czego 4 000 żyje w niewoli. Od 1989r. roku prawo zakazuje stosowania ich przy wyrębie lasu. W następstwie, mocno rozwinął się segment przemysłu turystycznego oferujący m.in. wycieczki na słoniach dla małych grup turystów. Nie zawsze te wyjątkowe zwierzęta traktowane są z należytym szacunkiem.


Wybierając się do schroniska dla słoni, zwróćcie uwagę w jakich warunkach te zwierzęta są przetrzymywane. Czy mają dostęp do wody, czy mogą się swobodnie poruszać, czy nie są prowadzone wzdłuż ulic, po których jeżdżą samochody. Zwróćcie uwagę na otoczenie. Osobom niedoświadczonym, takim jak większość z nas i nieznającym dobrze tych zwierząt trudno byłoby rzetelnie ocenić ich stan. Jednak kwestie, o których wspominam wyżej to podstawowe zasady, których przestrzeganie jednoznacznie można ocenić. Podzielcie się obserwacjami w komentarzach do tego wpisu lub na portalach typu tripadvisor, dla dobra zwierząt i innych podróżnych.
Wspierajmy tylko odpowiedzialną turystykę i ośrodki, w których szanuje się zwierzęta. Takich z pewnością w Tajlandii nie brakuje 🙂
Poniżej kilka przykładów:
- My byliśmy w Chiang Mai Elephant Camp.
- Bardzo popularnym ośrodkiem, jest Elephant Nature Park – uwaga, w tym przypadku rezerwacji najlepiej dokonać przez internet, ze sporym wyprzedzeniem.
- Patara – Elephant Farm
- Baanchang – Elephant Park
Spływ na bambusowej tratwie
Po spotkaniu ze słoniami udaliśmy się na spływ bambusowymi tratwami po rzece. Płynąc wzdłuż rzeki mijaliśmy słonie, które kąpały się w rzece bądź stacjonowały na brzegu; dzieci, które również kąpały się w rzece i turystów, którzy przelatywali nad naszymi głowami w parku linowym.
Płynęliśmy bardzo powoli, rozkoszując się pogodą, krajobrazem i spokojem.
Następnie udaliśmy się na trekking po lesie. Nazwałabym to raczej spacerem dla dziadków (bez urazy). Szliśmy jakąś godzinę po szerokich leśnych drogach, aż dotarliśmy do malutkiej osady. Składała się z dosłownie kilku drewnianych chatek przykrytych blachą.
Kontynuowaliśmy spacer aż doszliśmy do naturalnego basenu nad rwącym strumieniem z małym wodospadem. Na szczęście wzięliśmy ze sobą kostiumy, więc mogliśmy wskoczyć do tej zimnej wody, popływać i trochę się orzeźwić 🙂
Około 17 wróciliśmy do hotelu. To był wspaniały dzień! Podobał mi się każdy jego element, kwiaty, słonie, las, rzeka, kurz i na koniec kąpiel w strumieniu. Po takim dniu ‘zasłużyliśmy’ na masaż, o którym wspominałam w poprzednim poście o Chiang Mai, a na koniec dnia na pyszne pad thai, mango sticky rice i zimnego Changa 🙂
Kolejny dzień zapowiadał się równie ciekawie. Rano znowu przyjechał po nas samochód aby zabrać nas na kolejną wyprawę.

Rękodzieło północnej Tajlandii
Pierwszym przystankiem na trasie była malutka wioska, położona daleko od Chiang Mai, wśród delikatnych wzgórz. Wioska składała się z kilku drewnianych chatek. Tuż obok, na suchych polach pasły się wychudzone krowy. Na miejscu kobiety ręcznie tkają piękne i kolorowe szale. Ja kupiłam 2. To musiał być dobry wybór, gdyż często słyszę od znajomych, że bardzo im się podobają. Za każdy zapłaciłam 250 THB, czyli znacznie więcej niż średnia cena chustek sprzedawanych na bazarach i w sklepach. Jednak jakość też jest zdecydowanie wyższa. Po krótkim odpoczynku przy kawie pojechaliśmy dalej – do parku Doi Inthanon.

Park Narodowy i Świątynia Doi Inthanon
W parku narodowym Doi Inthanon znajduje się najwyższy szczyt Tajlandii (2564 m), świątynie i osiem wodospadów.
Nasz pierwszy przystanek to wodospad Siritan – położony w środku gęstego lasu. Wygląda dosłownie pocztówkowo. Choć opinie na temat tego miejsca są różne, mnie się bardzo spodobał. Jak już nacieszyliśmy oczy widokiem pojechaliśmy zobaczyć kolejny wodospad.
Piękny, duży Nam Tok Wachiratan to najpopularniejszy wodospad w parku. Mimo tego, że byliśmy tam w szczycie sezonu, było bardzo mało turystów. Pospacerowaliśmy po okolicy, zjedliśmy obiad w knajpie z widokiem na wodospad i udaliśmy się dalej – w kierunku najwyższego szczytu Tajlandii.
Na miejscu przeszliśmy krótki szlak, który zaprowadził nas do pamiątkowej tablicy z informacją, że znajdujemy się na szczycie – na wysokości 2565 m n.p.m. Spodziewałam się wspaniałych widoków, jednak moją uwagę zwracała głównie wojskowa stacja radarowa, znajdująca się w pobliżu. Na szczęście z czedi, położonych około 3 km od szczytu, nic nie zasłaniało pięknych widoków na góry Tajlandii.



Dwie czedi Phra Mahathat Naphamethanidon oraz Nophamethanidon zostały wzniesione z okazji 60 urodzin Króla i Królowej Tajlandii, odpowiednio w 1989 i 1992r. Wokół nich roztacza się piękny ogród, a za nim już tylko gęste lasy i góry.
Ale co to jest czedi? To występująca w Tajlandii i Birmie odmiana stupy. Umieszczane tam relikwie mogą być związane nie tylko z Buddą ale również Królem. A co to stupa? Najkrócej mówiąc to buddyjska budowla sakralna.

Zdecydowanie warto wybrać się na wycieczkę do parku Doi Inthanon. Ze względu na wysokości lepiej zabrać ze sobą ubranie z długim rękawem. Doświadczycie tu chłodniejszego oblicza Tajlandii. Bardzo miło wspominam ten dzień. Spokojnie, bez pośpiechu zwiedzaliśmy kolejne wspaniałe miejsca. Podziwialiśmy przyrodę, wspaniałe widoki, zwiedzaliśmy czedi, jak zwykle będące oazą spokoju.
A na koniec dnia znowu wybraliśmy się do SPA – naszego ulubionego Fah Lana SPA.
Skuterem po północnej Tajlandii
Ostatniego dnia, w czwartek nasz samolot na Phuket odlatywał dopiero o 21:45. Mieliśmy więc praktycznie cały dzień na eksplorację okolic na własną rękę. Wojtek uwielbia jeździć na na motorze, więc wypożyczyliśmy skuter na cały dzień i włączyliśmy się do szalonego tajskiego ruchu. Na drogach wyjazdowych z Chiang Mai było dosyć ciasno, ale na szczęście wszyscy jeżdżą bardzo powoli. Kierowaliśmy się na północ aby ostatecznie dotrzeć do świątyni Doi Suthep.
Nie spieszyło nam się, mieliśmy przed sobą cały dzień. Zatrzymywaliśmy się tam, gdzie nam się podoba. Dojechaliśmy do malutkiej górskiej wioski, gdzie mieszkańcy zajmowali się między innymi uprawą orzeszków ziemnych. Zatrzymaliśmy się na chwilę. W Tajlandii nawet w górskiej wiosce składającej się z kilku chat można kupić nudle i słodką orzeźwiającą kawę. Ach ta kawa… Starbucks może się schować. Za 50 THB dostaliśmy zimną, orzeźwiającą, wielką i słodzoną mlekiem kondensowanym kawę. Pycha… oczywiście na jednej się nie skończyło 🙂 Po takim zastrzyku kalorii mogliśmy jeździć przez cały dzień. Co ciekawe w taj malutkiej wiosce był bardzo dobry zasięg 3G. Na upartego można streamować przez periscope.
Jedziemy dalej, oczywiście słuchamy sugestii umieszczonych na znakach, aby ‘please the horn’ i na każdym większym zakręcie używamy klaksonu. Leśne górskie drogi w Tajlandii są czasami bardzo wąskie i kręte. Nawet przy bardzo niskiej prędkości i małym ruchu warto zasygnalizować swoją obecność.
Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się, aby nacieszyć się widokami i zrobić pamiątkowe zdjęcie. Kiedy naszym oczom ukazało się miasteczko położone w dolinie udaliśmy się tam na obiad. Szczerze, nawet nie wiem jak ta miejscowość się nazywała. Za śmieszne pieniądze zjedliśmy obiad i pojechaliśmy do świątyni na górze Doi Suthep.


Wat Phra That Doi Suthep
Tak brzmi jej pełna nazwa. Świątynia powstała w XIV w. a jej dokładną lokalizację wybrał podobno.. słoń 🙂
Zgodnie z instrukcjami mnicha, Król Keu Naone nakazał wybudowanie świątyni. Aby określić jej dokładną lokalizację posłużono się białym słoniem. Do jego grzbietu przymocowano relikwie Buddy i pozwolono mu swobodnie wędrować po okolicy. Tam, gdzie słoń wybrał miejsce spoczynku, tam powstała świątynia – około 13 km na północ od Chiang Mai, na górze Doi Suthep.
Do świątyni prowadzą długie schody składające się z 306 stopni. Mimo tego utrudnienia przybywa tam bardzo wielu turystów z całego świata oraz Tajów. Drogę pod górę umilają piękne balustrady przedstawiajace mitycznego węża.
W świątyni znajduje się posąg białego słonia. To co przyciąga turystów i buddystów to piękna złota czedi z relikwiami Buddy.
Z punktu widokowego można podziwiać panoramę prowincji oraz miasta Chiang Mai.
Jeśli zastanawiacie się, którą z wielu świątyń w okolicy Chiang Mai odwiedzić, to polecam właśnie Doi Suthep.
Na koniec pojechaliśmy zobaczyć piękne ogrody Pałacu Bhubing, oddalonego o kilka kilometrów od świątyni.


Po tych kilku wspaniałych dniach przyszło nam się pożegnać z łagodnym klimatem zielonej północnej Tajlandii i udać się na południe – prosto do gorącego i tętniącego życiem Phuket.
O tej i wielu innych rajskich wyspach Tajlandii opowiem w kolejnych wpisach. Stay tuned & sawadee ka 🙂
